Open’er 2018 za nami. Kiedy w niedzielę wracaliśmy do domu, rozmawialiśmy o tym, że pewnie za kilkanaście czy kilkadziesiąt lat będziemy mówić, wspominając te dni „Ach, te stare, dobre czasy”. I w tym momencie sobie uświadomiliśmy, że to był naprawdę piękny czas. Zrozumieliśmy też, że musimy być częściej świadomi tych dobrych dni i przeżywać je tu i teraz. Musimy mówić sobie „to są dobre czasy, doceńmy je”. I doceniamy. Ha, nawet publikujemy wpis, żeby nic z tych dni nam nie umknęło.
Co prawda to był dopiero nasz drugi wspólny wyjazd na ten festiwal, ale postanowiliśmy opisać krótko, jeszcze świeżym okiem, to co nam się podobało, a co mniej. Na Instagramie dostaliśmy sporo pytań odnośnie tegorocznej edycji, dlatego mamy nadzieję, że ten krótki artykuł będzie na nie odpowiedzią. A dla tych którzy byli – może przywoła on miłe wspomnienia i wywoła uśmiech na twarzy. 🙂
Muzyka
Line up na tak dużym festiwalu zawsze będzie kwestionowany. Największy festiwal muzyczny w Polsce zobowiązuje, ale nie zawsze się trafi we wszystkie gusta. W tym roku nam się baardzo podobało. Czterech mocnych headlinerów: Arctic Monkeys, Depeche Mode, Gorillaz i Bruno Mars, a do tego mnóstwo mniej znanych, ale równie mocnych artystów. Z wymienionej czwórki jedynie ostatni nas trochę zawiódł, spodziewaliśmy się fajniejszego występu, bardziej energetycznego, a tymczasem bardziej chciało nam się spać niż skakać. Może to po prostu nie nasz gust. Na szczęście, nie samymi głównymi gwiazdami człowiek żyje. Superorganism, MO, Odesza, Kaleo. Ta czwórka zrobiła na nas największe wrażenie z pozostałych koncertów. Muzycznie tegoroczny Open’er był dla nas zdecydowanie mocny!
Ludzie
Pierwsze co przychodzi na myśl o tegorocznym festiwalu to ludzie. Mnóstwo ludzi. Jeszcze takich tłumów nie widzieliśmy (jak na te nasze 2 razy, haha). Pierwszego dnia przyjechaliśmy tuż przed samym otwarciem bramek, obyło się bez większych kolejek. Drugiego dnia, o 17, jak zobaczyliśmy ile ludzi czeka na festiwalowy autobus, delikatnie mówiąc się przeraziliśmy. Myślimy, że od momentu ustawienia się w kolejce, do momentu wejścia na teren festiwalu minęło około półtorej godziny. Już na samej płycie lotniska były kolejki, wszędzie kolejki. Po jedzenie, do toalety, po drinka, całe morze ludzi.
Jedzenie
Tegoroczną edycję festiwalu można określić trzema słowami: mega różnorodna szamka. Duży wybór, od pizzy, przez meksyk, makarony, burgery, pad thai’e, na bezmięsnych tematach kończąc. Tych ostatnich było naprawdę dużo. Wynikało to z tego, że Alter Art (organizator Open’era) dawał pierwszeństwo wegetariańskim knajpom. Nas najbardziej oczarował food truck Panczo. Serwują super smaczne burrito w opcji wege i z mięsem. Polecamy obie z całego żółądka!
Pogoda
Powiemy tak. Miło jest przeżyć Open’era bez deszczu. Naprawdę, przez 4 dni nie spadła kropelka. Wiadomo ma to małe minusy – było bardzo dużo pyłu, ale już wolimy to od rzęsistych nawałnic. No i perełka. Zachody słońca na festiwalu. Coś pięknego, spójrzcie tylko na zdjęcia.
Organizacja
Jakkolwiek dużo ludzi by nie było, wielki plus za organizację festiwalu. Począwszy od bardzo sprawnie prowadzonej kolejki z transportem na festiwal. Do tego, co sekundę podjeżdżał Open’erowy bus, dzięki czemu te tysiące ludzi mogło dojeżdżać w stosunkowo płynnym tempie na imprezę. Czy z niej wracać.
Kolejna super sprawa, to strefa dla dzieciaków i specjalne miejsca dla kobiet w ciąży i osób niepełnosprawnych. To sprawiło, że właściwie każdy mógł przyjść na taki festiwal. Byliśmy w pozytywnym szoku, jak zobaczyliśmy ile rodzin z dzieciakami postanowiło przyjechać na teren Kosakowa posłuchać wspólnie muzyki. Podziwiamy rodziców, bo dla nas samych, nawet jeden dzień pochłaniał mnóstwo energii. Nie wyobrażam sobie jeszcze znaleźć jej więcej. Szacunek!
Jedyne, co nam przeszkadzało to osoby palące podczas koncertów pod namiotem (pomimo zakazu) oraz podczas koncertów headlinerów, stojący w ścisku i palący papieros za papierosem. Jednak cztery dni wdychania dymu tytoniowego pod rząd to niezłe tortury. Nie polecamy.
Małe wskazówki
Nocleg
Szukając noclegu na festiwal warto poszukać miejsca wcześniej. Obłożenie w dniach Open’era jest mega duże, dlatego im wcześniej tym lepiej. Nie musicie koniecznie szukać lokum w Gdyni. Gdańsk i Sopot, dzięki SKM-ce, są naprawdę super skomunikowane z dworcem Gdynia Główna (stamtąd odjeżdża festiwalowy autobus). Ważne, żeby szukając noclegu sprawdzać na mapce, czy stacje SKM są położone w miarę blisko. My dla przykładu mieszkaliśmy przy samej stacji Gdańsk Przymorze. Niby daleko od Kossakowa, ale dzięki połączeniu kolejowemu droga mijała w miarę szybko. Swoją drogą, jak tylko został ogłoszony termin kolejnego Openera, to sporo ofert z bookinga czy airbnb zostało już zarezerwowanych!
Dojazd
Jeśli jedziecie na festiwal na konkretnego wykonawcę i zdarzy się, że jego występ jest o 18, to postarajcie się być na Gdyni Głównej o 16. Kolejka do autobusu, plus sama jazda do Kossakowa może zająć Wam około 1.5 godziny. Warto wyjść wcześniej, niż martwić się, czy uda się zdążyć na ulubionego artystę.
Ciepłe ubranie
Weźcie kurtki. Nawet kiedy w dzień świeci słońce a temperatura sięga 30 stopni. Wieczorami robi się naprawdę zimno, niektóre koncerty trwają do 2-3 nad ranem. Wtedy temperatura to jakieś 10-15 stopni. Kurtka uratuje Wam życie. Do tego na lotnisku, na którym odbywa się festiwal wieje, naprawdę mocno wieje.
To w sumie z grubsza wszystko czym chcieliśmy się z Wami podzielić. Macie jakieś pytania, zażalenia, z czymś się nie zgadzacie? Śmiało, napiszcie do nas tutaj w komentarzu, czy na Instagramie. Z przyjemnością podyskutujemy 🙂 Tymczasem do zobaczenia za rok w Gdyni!