W Sylwestra 2018 roku zapadła w końcu decyzja o tym, że będziemy mieć psa. To nie stało się dlatego, że o północy sobie go wymarzyliśmy, ale było efektem wielu rozmów i przelanych łez w ciągu poprzednich czterech, a może nawet pięciu lat. Zanim wybraliśmy rasę, to przeczytaliśmy mnóstwo forów i wpisów odnośnie ras, które nas interesowały i ostatecznie padło na tollera, pełna nazwa rasy to Nova Scotia Duck Tolling Retriever. Opisujemy to w miarę skrótowo, ale musicie uwierzyć, że to był naprawdę długi proces.
Dlaczego toller?
Zanim o tym dlaczego wybraliśmy tę rasę, to najpierw kilka słów o tym, dlaczego w ogóle zdecydowaliśmy się na psa z hodowli, zamiast ze schroniska. Tak jak Agnieszka Cholewiak-Góralczyk z profilu @surowe_kotki uważamy, że hasło
„nie kupuj – adoptuj”
nie jest okej. Bo zarówno adopcja jak i zakup zwierzaka muszą być przemyślane i świadome. Pies to nie zabawka, wymaga odpowiedniego wychowania i ogromnej ilości codziennej pracy przy nim, zwłaszcza na początku, kiedy jest jeszcze szczeniakiem. Zdecydowaliśmy się na psa z hodowli, bo chcieliśmy takiego, który będzie szczęśliwy przy naszym trybie życia. Którego nauczymy podróżowania samochodem i spania w różnych miejscach. Który jest przywiązany do właścicieli, ale toleruje inne psy i ludzi. Którego bez obaw będziemy mogli zostawić samego w domu czy innym miejscu na kilka godzin, bo go tego od samego początku nauczymy. Decydując się na rasowego psa, mieliśmy już pewien styl życia, którego nie chcieliśmy zmieniać i dostosowywać do psa. Dlatego padło na psa z hodowli.
Toller to nie był nasz pierwszy wybór, myśleliśmy o innych rasach: o border collie, owczarku australijskim, a nawet o jack russell terrier. Ale każdego z nich konkretnie przestudiowaliśmy i okazało się, że po prostu nie damy sobie rady z tymi psami i nie będziemy w stanie zapewnić im podstawowych potrzeb. Każdy pies takie posiada i polecamy wpis Piesologia na ten temat. My uznaliśmy, że nie damy rady, ale to nie znaczy, że nikt nie da i to jest w ogóle niemożliwe. Piszemy o naszych odczuciach i musicie zrozumieć, że chcieliśmy psa, któremu będziemy mogli zapewnić wszystkie niezbędne potrzeby. Dlatego, kiedy w głowie pojawił się toller, to najpierw przestudiowaliśmy niemalże całą stronę www.novascotia.pl, którą bardzo polecamy wszystkim tym, którzy zastanawiają się nad tą rasą. Później dodaliśmy się na dwie grupy na Facebooku – z właścicielami tollerów, żeby dowiedzieć się o nich czegoś więcej od osób, które żyją z tymi psami na co dzień i znają ich potrzeby. Jedna z nich nazywa się Tollers in Poland i skupia właścicieli tollerów z Polski, a druga to Tollers!!! i tutaj są już właściciele rudzielców z całego świata. Kiedy byliśmy już zdecydowani, to nadszedł czas na wybór hodowli i rezerwację psa!
Zakup psa z hodowli
Zacznijmy od wyboru hodowli. Na wcześniej wspomnianej stronie novascotia.pl znajdziecie bazę hodowli z Polski, które są zarejestrowane w Związku Kynologicznym (ZKwP), z którego z kolei pies otrzyma rodowód FCI, na podstawie metryki, którą dostarcza hodowca. Bardzo ważne jest, aby przy wyborze hodowli kierować się tymi właśnie kryteriami, żeby uniknąć pseudohodowli, w których często psy są traktowane jako maszynka do zarabiania pieniędzy.
Niektórzy wybierają hodowlę, w której reproduktorzy (suka i pies kryjący) brali udział w wystawach i zawodach, na których odnosili sukcesy. Wtedy jest większa szansa na to, że szczeniak, którego weźmiemy z tej hodowli będzie miał predyspozycje do tego, żeby osiągać podobne sukcesy w psim świecie w przyszłości.
My szukaliśmy hodowli, która jest blisko nas i taką znaleźliśmy. Pozostało tylko zadzwonić i porozmawiać z hodowcą. Tylko albo aż, bo jeśli chodzi o tollery, to można czekać na szczeniaka nawet dwa lata. Wynika to z dość małej liczby hodowli w Polsce, ale również z faktu, iż hodowcy mocno filtrują sobie przyszłych właścicieli. Może się zdarzyć tak, że szczeniak prędzej trafi w ręce osoby, która ma wobec niego plany wystawowe czy związane z braniem udziału w zawodach. Może, ale nie musi. To wszystko zależy od hodowcy. Przygotujcie się na taką rozmowę, zapiszcie pytania, które chcecie zadać, dowiedzcie się wszystkiego co możecie o rasie. Możecie też spróbować się umówić na poznanie psów z danej hodowli, żeby zobaczyć rasę na żywo i poznać ich zachowania. To często pomaga w utwierdzeniu się w swoim przekonaniu o wyborze rasy, ale też dzięki temu hodowca poznaje potencjalnych właścicieli i decyduje czy to właśnie oni stworzą idealny dom dla małego rudzielca.
W naszym przypadku wystarczył telefon, a właściwie to kilka rozmów telefonicznych, z których hodowczyni mogła podjąć decyzję. Ostatecznie byliśmy wpisani 5. na liście w najbliższym planowanym miocie (wtedy był taki za pół roku), ale nie wiedzieliśmy do samego końca ile urodzi się szczeniaków i czy będzie dla nas suczka. Urodziło się dokładnie 5. Mogliśmy wybrać jedną z dwóch suczek z tego miotu, bo pozostałe 3 szczeniaki były już dobrane do innych właścicieli. Wybraliśmy Mię, a zdecydowało to zdjęcie:
CO DALEJ?
Kiedy szczeniaki się urodziły i wiedzieliśmy już, że jeden z nich będzie nasz, to zaczęliśmy komplementować wyprawkę, o której więcej napiszemy niżej, bo ważniejsze wtedy było zdobywanie wiedzy o wychowaniu psa. O samej rasie dużo wiedzieliśmy, mieliśmy psy w domach rodzinnych, ale nigdy sami szczeniaka, więc chcieliśmy się maksymalnie przygotować na to, że pojawi się w naszym życiu. Obejrzałam wtedy WSZYSTKIE filmy na kanale Piesologia – na przykład: „od czego zacząć szkolenie szczeniaka” czy „szczeniak sam w domu”.
Niektóre filmy oglądałam kilka razy, robiłam notatki i starałam się zapamiętać wszystko. Czytaliśmy też wspólnie wiele wpisów na blogach o tym jak uczyć psa czystości w domu czy w jaki sposób się z nim bawić. Byliśmy gotowi na wszystko. Tak nam się przynajmniej wydawało…
Jak w rzeczywistości wyglądały pierwsze tygodnie ze szczeniakiem?
W dniu odbioru psa z hodowli (ma około 8 tygodni) było w miarę spokojnie. Mia była jeszcze pełna emocji, więc w nowym domu po prostu dużo spała i odpoczywała. Ale na drugi dzień od rana pokazała swoje prawdziwe i zwariowane oblicze (jak to każdy szczeniak ma w swojej naturze). Było wszystko o czym czytaliśmy i słyszeliśmy: podgryzanie wszystkiego i wszystkich, sikanie i robienie kupy wszędzie, szukanie atencji non stop.
Wiedzieliśmy, że tak będzie, ale ja momentalnie poczułam, że nie dam rady. Że ten pies będzie z nami nieszczęśliwy, że zasługuje na lepszy dom. Wydaje mi się, że mocno wzięłam wtedy na siebie odpowiedzialność za inną niż ja żywą istotę – to przytłoczenie trwało kilka tygodni i pozwoliłam je sobie nazwać doggy bluesem. Wiele osób śmiało się, kiedy tak mówiłam, a okazuje się, że doggy blues istnieje pod nazwą puppy blues:
Puppy blues odnosi się do stanu emocjonalnego przytłoczenia, smutku, niepokoju lub żalu, którego doświadcza wiele osób po wprowadzeniu do domu nowego psa.
Więc sobie tego nie wymyśliłam i nie wkręciłam. Jestem wrażliwą osobą i po prostu czułam chwilowe przytłoczenie, bez którego nie wyszłabym gdyby nie Filip, który bardzo przykładał się wtedy do wychowania psa.
Dodam jeszcze, że wzięliśmy urlop na pierwsze dwa tygodnie z psem, żeby uczyć ją czystości oraz zostawania samej w domu. Ale może o tym więcej przeczytacie linijkę niżej.
jak wychować psa?
Nie jesteśmy wyszkolonymi specjalistami, więc wypowiadamy się z naszego punktu widzenia i polecamy sposoby, które u nas się sprawdziły.
Zacznijmy od tego, że przez pierwszych kilka tygodni nie mogliśmy wychodzić z Mią na spacery, ponieważ nie miała jeszcze wszystkich szczepień. To znaczy, że łatwiej mogła zarazić się psimi chorobami – na przykład nosówką, która jest śmiertelnie groźna dla szczeniaków i o którą nie trudno na naszej dzielnicy. Na załatwienie potrzeb fizjologicznych wychodziliśmy więc na dziedziniec naszej kamienicy.
Z jednej strony, pies nie może chodzić swobodnie po ulicy, a z drugiej – właśnie trwają najbardziej kluczowe tygodnie dla socjalizacji psa. Są dwie szkoły – jedni mimo wszystko wychodzą z psem, pokazując mu odgłosy miasta, ucząc jeździć komunikacją miejską czy samochodem, ale też dają możliwość poznania innych psów. Drudzy nie wychodzą z psem w inne miejsca niż te bezpieczne i sprawdzone, a okres socjalizacji zaczynają po wszystkich dawkach szczepień.
Jak było u nas?
Odebraliśmy Mię w połowie czerwca 2019 roku, a na pierwszy swobodny spacer zabraliśmy ją dwa miesiące później, jak już miała komplet szczepień. Czy to oznacza, że nie była socjalizowana? Wręcz przeciwnie. Pokazywaliśmy jej miasto, nosząc na rękach. Nie chcieliśmy, żeby bała się przejeżdżających tramwajów czy innych głośnych miejsc. Zabieraliśmy na krótkie spacery do miejsc, w których mieliśmy pewność, że nie było psów z chorobą – na przykład do rodziców Filipa. Przy okazji uczyliśmy jazdy samochodem i mogła socjalizować się z Norką – suczką Filipa rodziców.
Bardzo mocno uważaliśmy, bo mieliśmy przypadek zachorowania i śmierci szczeniaka, który zaraził się na naszej ulicy. Nie żałujemy naszego podejścia do wychowania, ale jedną decyzję podjęlibyśmy szybciej, gdybyśmy tylko mogli cofnąć się w czasie. I tutaj może wskazówka dla przyszłych właścicieli szczeniaków (niekoniecznie tollerów):
Bardzo polecamy psie przedszkole czy inne zajęcia z psiego posłuszeństwa dla szczeniaków już na samym początku.
Skonsultujcie się z wybraną szkołą / behawiorystą czy jest bezpiecznie i działajcie od razu. My poszliśmy jak Mia miała 4 miesiące, a gdybyśmy zdecydowali się szybciej, to byśmy wiedzieli w jaki sposób i jakie granice wyznaczać tak, aby pies się nas słuchał. I znowu, niby to wiedzieliśmy, ale okazało się, że jednak nie do końca.
Przygotowaliśmy listę 10 wskazówek jeśli chodzi o kwestię wychowania i socjalizacji psa, które nam się sprawdziły lub których żałujemy, że nie wprowadziliśmy:
- zapisz się ze szczeniakiem do psiego przedszkola od razu, tak szybko, jak to możliwe,
- nie pozwalaj psu gryźć Twojego ciała, od razu dawaj zamiennik – zabawkę czy gryzak,
- socjalizuj psa jak tylko potrafisz, ale tak, żeby było bezpiecznie,
- spotykaj się od samego początku z innymi psami, ale takimi, co do których zdrowia i szczepień masz pewność,
- zawsze miej przy sobie smaczki,
- kiedy tylko widzisz jakiekolwiek niepokojące obawy – idź do weterynarza,
- skup się na początku na ćwiczeniach typu „chodzenie na luźnej smyczy” zamiast na sztuczkach – na to przyjdzie czas,
- codziennie ucz zostawiania psa samego w domu, krok po kroku,
- nie pozwalaj obcym głaskać Twojego psa – reaguj,
- jeśli masz miejsce i możliwość klatkowania, to idź w to!
To kilka najważniejszych wskazówek, które przyszły nam do głowy. Najważniejsze jest, aby rozumieć swojego psa i umieć się z nim komunikować, wtedy dużo łatwiej osiągnąć jest cel.
Pamiętam kiedy był taki moment, że Mia nie pozwalała mi siedzieć przy biurku i pracować, non stop mnie zaczepiała, nawet kiedy była zmęczona spacerem i treningiem. A ja wtedy zamiast wyznaczyć jasno granicę, odsuwałam ją ręką i krzyczałam, albo odchodziłam od biurka. Powinnam powiedzieć „NIE” stanowczo, ale nie krzycząc i wspomóc gestykulacją ciała, a każde dobre zachowanie nagrodzić. Zabawą lub smaczkiem. To był malutki szczeniak, ona nie wiedziała, że to co robi jest złe, nie wiedziała dlaczego na nią krzyczę. To jest żywe stworzenie, które również odczuwa emocje, więc trzeba się z nim jasno komunikować.
Jak to robić podpowiada na swoim vlogu wspomniana wcześniej Piesologia , ale też ciekawą wiedzą dzieli się @mampsaicoteraz. Znajdziecie na tych kanałach mnóstwo wskazówek, które pomogą Wam w wychowaniu Waszego psa.
Ile kosztuje utrzymanie psa?
Jeśli napiszę…
to zależy
To pewnie niewiele Wam to da. Ale prawda jest taka, że na pewno nie ma jednej prawidłowej odpowiedzi, bo koszt utrzymania psa zależy od wielu czynników, którym się trochę przyjrzymy. Podzielimy się po prostu naszymi doświadczeniami i najlepiej jak puścicie je przez Wasz własny filtr.
Zakup rasy Nova Scotia Duck Tolling Retriever nie należy do najtańszych. Cena zaczyna się od około 5 tysięcy złotych w Polsce. Za granicą bywa różnie, ale słyszeliśmy, że często jest drożej, a cena czasami dochodzi nawet do 10-12 tysięcy złotych. Mia kosztowała 5 tysięcy złotych, ale gdyby jej tata był championem z Rosji (a taki miał być), to byłaby droższa.
WYPRAWKA
Okej, mamy psa. Czas na wyprawkę, w skład której wchodziły w naszym przypadku: klatka, posłanie, kocyk, miski na jedzenie, gryzak, szarpak, zabawka węchową, obroża, smycz, smaczki, karma, ogrodzenie, maty higieniczne dla psa. Za to wszystko zapłaciliśmy około 800 zł jednorazowo. Szybko się okazało, że nie ma co inwestować w dobre posłanie, bo swoje od razu przegryzła, a zabawki jeszcze szybciej się nudziły. Więc nasza wskazówka – nie przepłacaj, kup 2-3 zabawki i zobacz czy w ogóle jakieś są dla psa interesujące.
jedzenie
Testowaliśmy różne karmy i stanęło w końcu na ACANIE – próbujemy różne smaki i Mia lubi wszystkie, a co również ważne – nie ma problemów jelitowych po żadnej z tej firmy. Kupujemy worek 11kg, który starcza na około 1,5 miesiąca za około 220-250 zł. Polecamy zamawiać od producenta, bo karma przychodzi już na drugi dzień, w innych sklepach internetowych zdarzało nam się czekać 2-3 tygodnie i to bez żadnego uprzedzenia. Do tego różne smaczki, na które wydajemy około 15-50 zł miesięcznie.
zdrowie
No i tutaj mamy duże „to zależy”, bo jeśli Twój pies to oaza spokoju i nie lubi podjadać wszystkiego na spacerze, to możesz być spokojny_a. Mia w ciągu pierwszego roku odkąd ją mamy miała: dość mocne zatrucie pokarmowe, uszkodzoną rogówkę i zranione łapy do krwi (wpadła w kamień), rozcięty język i podbienienie na 10 cm, podejrzenie padaczki, wbite szkło w poduszki w łapkach i… kilka zjedzonych rzeczy, ale takich, których jeść nie powinna. To naprawdę zwariowana suczka!
Co najmniej raz w miesiącu byliśmy z sytuacją awaryjną z nią u weterynarza. Wydaliśmy wtedy mnóstwo pieniędzy na lekarstwa, ale też na badania, które trzeba było wykonać, żeby upewnić się, że wszystko w porządku. Wydaliśmy w pierwszym roku około 5 tysięcy złotych na lekarza dla psa.
W cenie nie ma wliczonych szczepień i cyklicznych wizyt kontrolnych. Tabletka przeciw kleszczom czy obroża potrafią kosztować od 60-120 zł, a taka przyjemność to wydatek raz na 2-3 miesiące. W zależności od produktu.
WYJAZDY
No właśnie. Co kiedy wyjeżdżamy? Nie zabieramy jej ze sobą wszędzie, mamy zaufane grono osób, u których Mia czasami zostaje. Czasami z rodziną, a czasami ze znajomymi i nie wyobrażamy sobie nie zapłacić za obarczenie innych taką odpowiedzialnością. Stawki w psich hotelach to około 50 złotych za dobę. Jeśli wyjeżdżamy na tydzień to już się robi 400 zł. Ale kiedy zabieramy Mię ze sobą, to tyle samo potrafi kosztować nocleg dla psa w miejscu, w którym się zatrzymujemy, więc i tak trzeba to dodatkowo doliczyć.
Pamiętajcie, że to są nasze koszta, które przewidzieliśmy od samego początku (no może nie wszystkie awaryjne wizyty u weta) i absolutnie nie użalamy się nad sobą, tylko w miarę konkretnie opisujemy za co oraz ile płacimy przy naszym psie.
Podsumowanie
Jeszcze 3 lata temu, kiedy ktoś ze znajomych zastanawiał się nad psem, to ja krzyczałam pełna ekscytacji
Taaaaak, bierz! Ale super, będzie cudownie – zobaczysz!
Dzisiaj wiem dobrze, że ta decyzja musi być w pełni świadoma, a nie podjęta pod wpływem impulsu. Pies to naprawdę ogromna odpowiedzialność, więc jeśli zastanawiasz się i bardzo chcesz, ale gdzieś tam się wahasz, czy aby na pewno Twój tryb życia pozwoli Ci zaopiekować się szczeniakiem i psem przez najbliższych kilka / kilkanaście lat? To nie próbuj się namówić i nie bój się powiedzieć „nie, to nie jest dobry pomysł na ten moment”.
Może za rok czy dwa będzie lepszy, ale jeśli masz rezygnować z czegoś, z czego absolutnie nie chcesz, a psa będziesz traktować jako zwierzę, które ogranicza, to zastanów się czy pies jest dla Ciebie. Nieważne czy zakup, czy adopcja – to decyzja na wiele lat, więc przemyśl ją dobrze. Zadaj sobie pytania:
Czy stać mnie na psa? Czy mam czas go uczyć, spacerować z nim codziennie? Co jeśli zachoruję? Będzie miał kto z nim wyjść na spacer? Czy stać mnie na ewentualne kosztowne leczenie? Czy jestem w stanie poświęcić minimum godzinę dziennie na spacer z psem? Czy na pewno kupuję psa dla nas (dla siebie i dla psa) czy na przykład dla dzieci? Czy mam go z kim zostawić kiedy wyjadę?
To tylko kilka podstawowych pytań, ale uwierzcie, że musicie być przygotowani na każdą ewentualność.
Mamy nadzieję, że ten wpis Wam się podoba i że wynieśliście z niego chociaż trochę. Staraliśmy się opowiedzieć w miarę konkretnie o naszych przemyśleniach po dwóch latach posiadania psa – rollera. Jeśli macie jakiekolwiek pytania, sugestie, wątpliwości – dajcie znać w komentarzu!
Pściskamy z Mią!
Cześć! Tak się składa, że od końca czerwca mieszka z nami malutka tollerka również bardzo długo podejmowaliśmy decyzję o psie, bardzo dokładnie przygotowywaliśmy się na jego przyjęcie (dużo czytaliśmy, szukaliśmy informacji, wybieraliśmy wyprawkę) i dobrze rozumiem, co to znaczy puppy blues, zwłaszcza, że mój mąż wyjechał na kilka zleceń i pierwsze tygodnie razem spadły w większości wyłącznie na mnie. Wydaje mi się, że może stawiam sobie zbyt wysokie wymagania, którym może nikt nie byłby w stanie sprostać… Ciekawa jestem, na ile spacerów i jak długich wychodzicie codziennie? Tutaj też zastanawiam się, co będzie dla naszej malutkiej najlepsze. Pozdrawiam 🙂
Cześć Dominika! Gratulacje nowego członka w rodzinie 🙂 Jeśli chodzi o nas to wychodzimy w ciągu dnia z Mią około 4 razy – tak zwane poranne sikulki, później długi spacer (godzina – półtorej) w lesie lub w parku z ćwiczeniami i zabawami, i dwa razy jeszcze po spacerze wokół dzielnicy. Ale polecamy sprawdzić najlepszy dla swojego psiaka rytm dnia, dostosować do Waszego trybu życia – na pewno się uda. Powodzenia!